Jak zostałam koreańską guru urody

Kategoria Charlotte Cho Koreańskie Piękno Sokoglam | September 19, 2021 08:12

instagram viewer

Współzałożycielka Sokoglam, Charlotte Cho. Zdjęcie: Sokoglam 

W naszej wieloletniej serii „Jak to robię” rozmawiamy z ludźmi zarabiającymi na życie w branży modowej o tym, jak się włamali i odnieśli sukces.

Koreańskie piękno to prawdziwy fenomen w Stanach Zjednoczonych, a Charlotte Cho może mieć za to sporą część zasługi. Na początku rozmawiała z mediami o niesławnym koreańskim 10-etapowym schemacie pielęgnacji skóry, który spotkał się z czytelnikami i voila — narodził się wirusowy fenomen piękna.

Cho, który dorastał w Kalifornii z koreańskimi rodzicami, początkowo nie był konwertytą na K-beauty. „Bardziej dbałam o perfumy i designerskie dżinsy niż o pielęgnację skóry” – mówi. „Zawsze myślałem, że musisz się tym przejmować, kiedy jesteś starszy i martwisz się zmarszczkami”. Jej mama kupowała kosmetyki w małych lokalnych koreańskich supermarketach, ale Cho nie chciała mieć z tym nic wspólnego że. Potem, po studiach, dostała możliwość pracy dla Samsunga w Seulu, gdzie jej obsesja na punkcie piękna – i pomysł na biznes – zapanowała nad nią.

Po tym, jak „zaszalała” z produktami kosmetycznymi w Seulu i zobaczyła, jak podekscytowani byli jej przyjaciele w Stanach, gdy przywoziła im produkty, zainteresowała się opcjami e-commerce. Było ich bardzo niewiele, a większość z nich miała siedzibę w Korei, co oznacza, że ​​kupujący musieli zmagać się z etykietami, których nie mogli przeczytać, i długim oczekiwaniem na wysyłkę.

Cho wystartował Sokoglam, witryna e-commerce specjalizująca się w koreańskich produktach kosmetycznych, z jej mieszkania w Seulu w 2012 roku. Obecnie zatrudnia w Nowym Jorku ośmiu pracowników na pełen etat, firma odnotowała gwałtowny wzrost i może dodać „autora” do swojej listy osiągnięć. (Możesz złap jej pierwszą książkę, Mała książeczka o pielęgnacji skóry: koreańskie sekrety piękna dla zdrowej, promiennej skóry, od wtorku.) 

Rozmawialiśmy z Cho o jej drodze do zostania guru K-beauty w wieku 30 lat, o tym, jak to jest prowadzić firmę z mężem – który jest współzałożycielem jej firmy – i wiele więcej. Czytaj dalej, aby dowiedzieć się, jak przedsiębiorca radzi sobie w branży kosmetycznej.

Dlaczego i kiedy zdecydowaliście się uruchomić Sokoglam?

Mój mąż i ja mamy ducha przedsiębiorczości; oboje pochodzimy z rodziny przedsiębiorców i zawsze chcieliśmy coś [razem] zacząć. To po prostu miało sens. Pracując w Samsungu zajmowałem się międzynarodowym PR-em i świetnie się bawiłem wprowadzając prasę do kultury koreańskiej. Naprawdę chciałem to zrobić dla czegoś, co mnie bardzo pasjonowało, czyli piękna — zwłaszcza, że ​​zmieniła się cała moja rutyna pielęgnacji skóry i filozofia piękna. Naprawdę myślałem, że to jest coś, co mógłbym sprowadzić do Stanów Zjednoczonych i ludzie byliby zainteresowani, ponieważ to było tak radykalnie inne i widziałem rezultaty.

Jakie były reakcje marek K-beauty, gdy się do nich zwróciłeś?


Zdecydowanie niezdecydowany. Bardziej interesował ich rynek chiński. Łatwo było włamać się na te rynki, ponieważ wszyscy byli już zainteresowani koreańskimi dramatami i byli świadomi kultury piękna Korei, więc nie było potrzeby edukacji. To było tak, na czym chcemy skupić naszą energię – kraj, który ledwo wie o koreańskim pięknie? To była wielka blokada drogowa. Teraz koreańskie marki są bardzo podekscytowane rynkiem amerykańskim. Banilaco był pierwszy, a Skinfood i Missha. Kiedy po raz pierwszy zacząłem używać Sokoglam, miałem około 20 produktów.

Charlotte i Dave na imprezie Daily Candy. Zdjęcie: Sokoglam

Kiedy wystartowałeś, co się stało?

Mój mąż i ja byliśmy zszokowani, ponieważ właśnie uruchomiliśmy stronę, a dwa lub trzy tygodnie później Daily Candy napisał o niej krótki artykuł. To były dosłownie trzy linijki. Odpowiadaliśmy na jej pytania, cena wzrosła i wyprzedaliśmy się w ciągu kilku godzin. Nasza strona też była okropna! Było tak źle, to było trochę w fazie beta. Wyprzedaliśmy się, więc musieliśmy udać się do Myeongdong [centrum zakupów turystycznych w Seulu] i kupować towary hurtowo po pełnej cenie, aby utrzymać tempo.

Kto wykonywał całą pracę?

Zapisaliśmy etykiety ręcznie i jednocześnie tworzyliśmy jedną fakturę i list przewozowy. Cały nasz salon był wypełniony pudełkami. Zdecydowanie wiemy, jak teraz zaklejać pudełka! Teraz mamy centrum realizacji. Ale to było takie zabawne. Otrzymanie pierwszego zamówienia, które nie pochodzi od przyjaciela lub członka rodziny, jest naprawdę ekscytujące.

Czy miałeś mentorów lub otrzymałeś jakąś niezapomnianą radę, kiedy zaczynałeś?

Mieliśmy przyjaciela w Korei, który w młodym wieku był dyrektorem generalnym. Miała własną firmę projektową. Powiedziała: „To będzie dużo pracy. To nie jest tak efektowne, jak myślisz, że będzie”. I to jest takie prawdziwe. Pracowałam na stałe i nigdy w życiu nie byłam tak zestresowana.

Wczesne zamówienia Sokoglam w mieszkaniu Cho w Seulu. Zdjęcie: Charlotte Cho

Ile marek masz teraz w porównaniu do tego, kiedy wprowadzałeś na rynek?


W chwili, gdy wprowadzaliśmy na rynek, mieliśmy może cztery lub pięć marek, a teraz mamy 25. Po dwóch latach rozmów o K-beauty na rynku amerykańskim i zdobyciu naprawdę silnej społeczności na Sokoglam, teraz docierają do nas koreańskie marki. Dostajemy od nich wiele próśb, ale musimy dużo odrzucać, ponieważ chcę zachować integralność kuratorstwa na stronie. Bardzo lubię znajdować marki z utartych szlaków i pomagać im również w osiągnięciu sukcesu. Chociaż Sokoglam był początkowo sklepem e-commerce, tak naprawdę przekształcił się w stronę poświęconą urodzie i stylu życia. Teraz publikujemy raz dziennie na naszym Klog. Nie mówimy tylko o K-pięknie, ale także o kulturze i jedzeniu, a czasem o produktach, które nie są koreańskie.

Jak powstała książka?

Podeszła do mnie agencja, która zobaczyła kilka artykułów, które napisałem. Wiedzieli, że koreańskie piękno rośnie w interesie publicznym, więc zapytali mnie, czy jestem zainteresowany napisaniem książki. Myśleli, że to świetny moment i mam do tego odpowiedni głos. Byłem tak zajęty szkołą estetyki i Sokoglamem, że wydawało mi się to ogromnym zniechęcającym zadaniem, do którego nie byłem pewien. To było zeszłego lata. Nie byłam nawet pewna, czy to poważna prośba. Skończyło się na stworzeniu propozycji książki w ciągu kilku tygodni i wszyscy ci wydawcy byli nią zainteresowani. Nawet mój agent był w szoku. Zwykle książki są publikowane w ciągu dwóch do trzech lat, ale postanowiliśmy opublikować w ciągu roku. To był naprawdę szalony wyczyn.

W przestrzeni K-beauty jest teraz duża konkurencja. Jak to stanowi wyzwanie dla Ciebie jako przedsiębiorcy?

Pojawia się o wiele więcej witryn K-beauty. Dla nas naprawdę skupiamy się na uczciwości kuratorskiej i upewnieniu się, że dostarczamy zarówno marki z głównego nurtu, jak i ukryte klejnoty, które nie są tak [dobrze znane]. To, co naprawdę nas wyróżnia, to nasza społeczność. Mamy wielu ludzi, którzy odwiedzają Klog po informacje i wskazówki — myślę, że to naprawdę cenne. Myślę, że to wspaniale, że K-beauty staje się coraz bardziej mainstreamowe. Im więcej ludzi o tym słyszy i dowiaduje się o tym, niezależnie od tego, z jakiego kanału pochodzi, cieszę się, że jest coraz więcej gier, ponieważ nie chcę, aby to był trend.

Jak sobie radzisz z prowadzeniem wszystkiego?

Jestem z [mężem] Davem 24/7. Nie spędzamy czasu osobno. Ludzie mówią: „Jak to robicie?” To naprawdę działa dobrze. Nie ma nikogo, z kim wolałbym to zrobić. Masz to zaufanie i tę więź. Pracuje po stronie liczbowej i operacyjnej. Jest weterynarzem w West Point i zarządzał ponad setką żołnierzy w Iraku. To były kapitan armii, który wie zbyt dużo o kosmetykach! Jest też świetny w wygłaszaniu przemów motywacyjnych, ponieważ potrzebuję ich dużo.

Gdzie widzisz siebie i swoją firmę za trzy do pięciu lat?

Chcę, aby ludzie widzieli Sokoglam jako najbardziej zaufaną koreańską witrynę o urodzie i stylu życia w sieci i naprawdę nie mogę się doczekać, aby więcej osób zainteresowało się koreańskim pięknem. W LA i NYC wszyscy są teraz sprytni, ale naprawdę celem jest uczynienie K-beauty bardziej trwałym i [dobrze znanym] w całym kraju. Jedną z rzeczy, których nauczyłem się prowadząc Sokoglam, jest to, jak odepchnąć wątpliwości i strach. Jako przedsiębiorca uczę się wychodzić ze swojej strefy komfortu i mówić „tak” na więcej rzeczy. Pomyślałem: "Nie jestem pisarzem, kto da mi umowę na książkę?" Ale teraz to jest już publikowane, wiem, że nigdy nie powinienem mówić, że nie mogę robić rzeczy. To było wspaniałe doświadczenie.

Wywiad został zredagowany i skondensowany.