Legion fanów Ann Demeulemeester

instagram viewer

PARIS--"Wow, to wygląda na modowy pogrzeb", szepnął fotograf ustawiający swój aparat, gdy miał się rozpocząć pokaz Ann Demeulemeester. Przebywający w klasztorze na lewym brzegu Paryża tłum był od stóp do głów odpowiednio ubrany na czarno. Czy był to szyk klasztorny, czy oddanie hołdu ponuremu gustowi Ann? Zastanawialiśmy się. „Myślę, że jestem gotowa, aby przejść do czegoś czystego, czystego, ale jednocześnie abstrakcyjnego” – powiedziała nam Ann na kilka minut przed pokazem. I rzeczywiście zrobiła: pas startowy składał się z gradientu, który zaczynał się od czystej bieli, przechodził na czarne akcenty, a następnie na pełną czerń. Stara Ann, nowa Ann: stworzyła równowagę między miękką, stonowaną sylwetką a miłością do warstw. Przejście od bieli do czerni nastąpiło poprzez nadruki: Ann stworzyła na tkaninie gigantyczne wzory, które następnie pocięła na ubrania: motywy zamieniły się w abstrakcyjne, przypadkowe akcenty czerni - najpierw rzadkiej, a potem stopniowo gęstszej, by biel powoli zanikała na zewnątrz. Ponieważ wiele kawałków zostało wyciętych z tego samego gigantycznego nadruku, „Każdy kawałek jest całkowicie wyjątkowy” – powiedziała.